„Na piechotę walczyć nie będę” – samochód pancerny „Korfanty” w służbie marynarzy

Maj roku 1921, na Śląsku trwa III powstanie śląskie.

Były porucznik marynarki Robert Oszek postanawia zebrać 67-osobowy oddział złożony z byłych marynarzy, służących wcześniej we flocie kajzerowskiej i własnoręcznie wybiera najlepszych kandydatów spośród tłumu chętnych Polaków. W ten sposób powstaje „szturmowa kompania zmotoryzowana” pod dowództwem Robera Oszeka. W Hucie „Baildon”, która przed I wojną światową była jednym z najważniejszych na rynku producentów stali na Górnym Śląsku, zarekwirowano samochody ciężarowe na potrzeby nowo powstałej kompanii. Jednakże ciężarówka to nie okręt wojenny, a oficera marynarki nie godzi się zdegradować do roli zwykłego piechura. Jak to określił sam Robert Oszek „ja na piechotę nie będę walczyć”. Postanowiono zatem wyposażyć marynarzy w nietypowy okręt na czterech kołach. W ten sposób inż. Woźniak przy pomocy porucznika Oszeka zbudował pierwszy samochód pancerny w Sosnowcu. Do jego produkcji wykorzystano stal przywiezioną z huty „Baildon”, którą zamieniono w blachy pancerne dzięki wykorzystaniu walcowni w sosnowieckiej hucie „Katarzyna”. Tak przygotowane arkusze przyspawano do zamontowanego na pojeździe stelaża, przez co ciężarówka zyskała opancerzenie, którego grubość szacuje się na od 5 do 10 mm. Modyfikacje sprawiły, że samochód osiągnął masę około 6,5 tony, wysokość około 240 cm oraz długość około 595 cm. Wewnątrz mieściło się od 7 do 9 członków załogi, którzy obsługiwali 4 lub 5 karabinów maszynowych MG 08/15 kal. 7,92 mm. Ponadto marynarze mogli wykorzystywać broń ręczną, do prowadzenia ognia przez specjalne otwory i szczeliny strzeleckie. Budowa samego samochodu pancernego zajęła od 3 do 5 dni. Pojazd ochrzczono mianem „Korfanty” na cześć przywódcy III powstania śląskiego Wojciecha Korfantego, pisząc imię na boku pojazdu. Z racji faktu, że samochód miał zastąpić marynarzom statek, na samym przodzie namalowano trupią czaszkę z piszczelami. Ten symbol nosiła również załoga na swoich czapkach.

Warto tutaj dodać, że czaszka z piszczelami mogła nawiązywać do kilku motywów. Pierwszą z nich jest piracka symbolika zrodzona w XVIII wieku. Bandery morskich rozbójników – choć nie zawsze zawierające kości oraz czaszki – były znane pod nazwą „Old Roger” albo bardziej znanego określenia „Jolly Roger”. Czasami ich widok wystarczał, aby atakowany statek poddał się bez walki. Później tę symbolikę wykorzystywały angielskie łodzie podwodne, których załogi w ten sposób oznaczały zatopione jednostki wroga. „Jolly Rogera” do dziś można zobaczyć na amerykańskich okrętach wojennych, powracających do portu po udanej misji.

Innego wytłumaczenia symboliki czaszki oraz piszczeli można upatrywać w armii Cesarstwa Niemieckiego, która kontynuowała tradycję zapoczątkowaną jeszcze przez Fryderyka Wielkiego. Czaszki na mundurach nosili pruscy huzarzy von Ruescha, brunszwiccy żołnierze Czarnego Korpusu, a także członkowie niektórych oddziałów szturmowych. Totenkopf został zaadaptowany przez rodzące się pod koniec Wielkiej Wojny niemieckie wojska pancerne, a pierwsze czołgi spod znaku czarnego krzyża nosiły na kadłubach właśnie ten znak, natomiast ich załogi przypinały do czapek podobny symbol. Czaszka również znalazła się na pamiątkowej odznace dla czołgistów (Kampfwagenabzeichen) z roku 1921, którą przyznawano członkom załóg pancernych po wojnie.

Nie jest pewne, gdzie Robert Oszek podchwycił pomysł namalowania trupiej czaszki na pancerzu „Korfantego”, jednakże porucznik z pewnością nie zapomniał o czasie spędzonym na morzu, bo nad pojazdem powiewała piracka flaga. Wóz pancerny nazywano nieoficjalnie „krążownikiem szos”, być może nawiązując do okrętów SMS Bremen i Blücher, na których Oszek służył jako marynarz we flocie cesarskiej. Nie bez znaczenia mógł być również wiersz śląskiego poety Benno Nehlerta, który napisał wiersz poświęcony zatopieniu niemieckiego krążownika SMS Emden w pierwszych miesiącach I wojny światowej, chociaż taka nazwa samochodu pancernego mogła być po prostu pieszczotliwym przezwiskiem nadanym przez marynarzy.

Niezależnie od genezy nazwy oraz symboliki, „Korfanty” był pierwszym tego typu pojazdem w służbie śląskich powstańców, dlatego dość szybko wprowadzono go do działań bojowych w maju 1921 roku. Samochód pancerny dołączono do wojsk Grupy „Północ”, a następnie znalazł się pod rozkazami majora Jana Józefa Ludyga-Laskowskiego w składzie 1 dywizji wojsk powstańczych. Szlak bojowy załogi „Korfantego” wiódł przez Kędzierzyn, Raszową, Rokicze, Leśnicę, Lichynię, Zalesie i Sławięcice. W samym rejonie Kędzierzyna załoga samochodu pancernego wykonywała nocne patrole na drogach przy wsparciu drugiego pojazdu tego samego typu o nazwie „Woźniak-Walerus” – ochrzczonego nazwiskiem dowodzącego nim bosmana Karola Walerusa. 9 maja oba pojazdy wzięły udział w szturmie na Kędzierzyn, zakończonym zdobyciem miasta. „Korfanty” brał też udział w walce o Górę św. Anny pomiędzy 21 a 27 maja. Został między innymi wysłany do miejscowości Rozwadzy i Krępny 21 maja, gdzie dostał się pod ogień krzyżowy karabinów niemieckich. Samochód wycofał się, ale jeszcze tego samego dnia wrócił do natarcia, wspierany przez kilka powstańczych oddziałów. Tym razem udało się przerwać linię wroga, oczyszczając szereg budynków z oddziałów niemieckich. Co ciekawe, w tym samym sektorze walk pojawił się również pociąg pancerny o nazwie „Korfanty”, dowodzony przez porucznika Abłamowicza.

Podczas zaciętych walk z Niemcami powstańcy chętnie korzystali ze wsparcia swojego samochodu pancernego. Nierzadko odgrywał on rolę przynęty, mającej ściągać na siebie ogień wroga, podczas gdy oddziały powstańców niepostrzeżenie zmieniały pozycje. Nie oznacza to, że załoga była całkowicie bezpieczna, czego dowiodły walki o Lichynię. Podczas jednej z bitew „Korfanty” ugrzązł w rowie, będąc pod ostrzałem wroga. Załoga musiała opuścić samochód i zająć pozycje obronne wokół niego. Wysłano także jednego z załogantów po pomoc. Po trwającej pół godziny zażartej obronie nadeszły posiłki. Wóz udało się wyciągnąć z rowu i przywrócić do sprawności bojowej. Podporucznik rezerwy Józef Termin był jednym z członków oddziału porucznika Oszeka i tak wspominał tamten okres:

[…] mówili, że gdzie przeszedł Oszek ze swoimi, to trawa nie rosła. […] Wysłali nasz oddział pod osłoną »Korfantego« we wszystkie luki frontowe. Ruszaliśmy się szybko z miejsca na miejsce. Duża siła rażenia. To były duże zalety. I ten marynarski duch bojowy, który przechodził na innych. Nazywali powstańcy »Korfantego«»Krążownikiem szos«. […] Nie było dla niego złych dróg, kiedy się tylko pojawił – Niemcy natychmiast zaczynali odwrót.

Samochód pancerny „Korfanty” brał udział także w tłumieniu buntu oficerów ze sztabu Grupy „Wschód”, którzy postanowili zastąpić Wojciecha Korfantego kapitanem Karolem Grzesikiem. Do buntowników przyłączyła się część osób ze sztabu Grupy „Południe” i „Północ”. Wojciech Korfanty pojawił się osobiście w sztabie Grupy „Wschód” w towarzystwie samochodu pancernego. Marynarze porucznika Oszka aresztowali buntowników, tym samym kończąc rozłam w powstańczym sztabie. Była to ostatnia akcja bojowa samochodu pancernego „Korfanty”. Po tych wydarzeniach cały oddział został przeniesiony do Siemianowic Śląskich, ostatecznie kończąc swój szlak bojowy 5 lipca w Oświęcimiu. Samochód pancerny „Korfanty” został po demobilizacji przekazany – zgodnie z relacją podporucznika rezerwy Józefa Termina – do muzeum w Krakowie, po czym ślad po nim zaginął.


Autor: dr Malwina Wojtala

Komentarze

Further reading